
Roztoczańskie klimaty czyli na zielonej szkole z klasami piątymi
W dniu 21 maja uczniów klas piątych czekało pospolite ruszenie – nie, nie do szkoły, a przed kościół św. Władysława z Gielniowa, skąd autobus i bus miały ich zabrać na zieloną szkołę. Z powodu utrudnień komunikacyjnych wyjątkowo nie wyruszyli spod szkoły. Była godzina 8.10, gdy 57 uczniów i 6 nauczycielek wyjechało na coroczną tygodniową zieloną szkołę. Kadrę stanowiły panie wychowawczynie klas piątych Joanna Ślubowska, Katarzyna Skubis, Barbara Skowron oraz Anna Skrzypek, Joanna Dziedzianowicz-Ryttel i Edyta Królikowska.
Celem było malownicze Roztocze, Ośrodek Wypoczynkowy „U Buzunów” w Krasnobrodzie przy zielonej uliczce Lelewela.
Był to wyjazd obfitujący w wesołe wydarzenia – wyjątkowo i niemal codziennie dzielili radość imienin lub urodzin uczestników wycieczki. Przez dni pobytu na Roztoczu towarzyszyło im słońce, powiew wiatru i śpiew ptaków. Czasem jednak okrzyki radości i emocji uczniów zagłuszały dźwięki natury…
Szczupak lub lin?
Najpierw jednak pojazdy skierowały się do starego Lublina, gdzie już po godzinie 10. czekała przemiła pani przewodnik, która z wielką miłością opowiedziała o swoim rodzinnym mieście. Oto miasto, które trzeba lubić, chociaż istnieje legenda jakoby nazwa osady pochodziła od związku wyrazowego „szczupak lub lin”, jako że w dawnych czasach królewski gród otaczały stawy bogate w ryby. Otóż pewnego dnia przejeżdżający tamtędy książę spotkał dwóch mężczyzn, którym postawił pytanie o nazwę mijanej osady. Mężczyźni tak byli zajęci sporem o to, co złapali, że książę usłyszał tylko fragment ich rozmowy „szczupak lub lin” i pomyślał, że to nazwa ich miejscowości. A że nazwy jakoś jeszcze nie było – została ta zasłyszana końcówka sporu.
My nie słyszeliśmy żadnych lubelskich sporów – zobaczyliśmy Zamek, który niestety związany jest z martyrologią naszego narodu – w jego murach w czasie ostatniej wojny zginęły z rąk hitlerowców tysiące Polaków. Wzniesiona ponad miasto romańska budowla powstała w miejscu dawnego grodu, po którym pozostała do naszych czasów baszta wkomponowana w mury budynku. Potężna baszta o murze grubości trzech metrów była początkowo wieżą.
Sam Lublin to miasto związane z wielkimi Polakami i wydarzeniami dziejowymi. To tutaj zmarł i pochowany został początkowo wielki renesansowy poeta Jan Kochanowski. Kamienice Starego Miasta zdobią liczne tablice upamiętniające inne sławy pióra – zobaczyliśmy informację o Józefie Ignacym Kraszewskim, Wincentym Polu, Józefie Czechowiczu, Sergiuszu Riabininie, geniuszu skrzypiec Henryku Wieniawskim.
Tutejsze Stare Miasto należy do najpiękniejszych w Polsce – o czym mogliśmy przekonać się naocznie – urokliwe kamienice (wprawdzie wiele woła o pomoc i renowację) niezliczone kościoły, bogactwo kultur. Stary Lublin przyciągał Żydów, którzy mieli tu osobną dzielnicę. Tutaj od 1578 r. obradował Trybunał Koronny, który był najwyższą instancją sądową dla małopolskiej szlachty. Ze sprawiedliwością różnie niestety bywało, o czym świadczy opowiedziana nam legenda o tzw. „diabelskim sądzie” – gdy biedna wdowa przegrała spór z bogatym szlachcicem. Wykrzyknęła wówczas oburzona „Toż diabły osądziłyby mnie sprawiedliwiej!” i … istotnie w wyniku czarciej interwencji zapadł nowy wyrok oddający ubogiej kobiecie sprawiedliwość. Dowodem tej interwencji ma być stół z wypaloną diablą łapą – łapą, w której zarysie zmieści się każda ludzka dłoń…
W podziemiach Trybunału Koronnego mieści się wejście do ponad dwustumetrowej trasy podziemnej prowadzącej pod uliczkami starego Miasta. I my tam byliśmy, Szczurołapa spotkaliśmy, od niego o przeszłości miasta wiele się dowiedzieliśmy… Spacer ten zakończyło ciekawe słuchowisko o tym, jak przed wiekami wybuchł wielki pożar, a miasto uratowała procesja z relikwiami Krzyża Świętego.
Warto dodać, że odwiedziliśmy katedrę lubelską, w której modliliśmy się przed cudownym wizerunkiem Matki Bożej Płaczącej oraz ołtarzem z wizerunkiem niepokalanki bł. Marty Wołowskiej, męczennicy II wojny światowej.
Wśród krasnobrodzkich lasów
Późnym popołudniem wycieczkowicze dotarli do ośrodka „U Buzunów”. Tu czekał na nich wspaniały posiłek. Po rozlokowaniu w pokojach mogli jeszcze udać się na pobliskie boiska, na których do późnych godzin trwały gry i zabawy. Pełni wrażeń zakończyli dzień odśpiewaniem Litanii Loretańskiej i modlitwą wieczorną. Ważne wydarzenie – w tym dniu swoje jedenaste urodziny obchodził Antoni z klasy 5a.
W królestwie kredy
We wtorek 22 maja wyruszyliśmy nieco na północ. Celem były Chełmskie Podziemia Kredowe – unikatowy zabytek, ślad po dawnym wydobyciu kredy piszącej. Mieszkańcy miasta wydobywali ten surowiec pod każdym domem i wiercili korytarze tak rozległe, że utworzyły labirynt, którego długości aż do dzisiaj nikt nie zbadał.
Kreda wykorzystywana była nie tylko w szkołach, ale w budownictwie, jako składnik past czyszczących, a nawet dawne pudry – bielidła – zawierały głównie kredę. Stąd rozwożono kredę w odległe rejony, bo w Europie mamy tylko trzy takie złoża – po jednym w Holandii i Francji, i to chełmskie. Wydobycie przerwano w XIX w., kiedy wydrążone korytarze zaczęły zagrażać zawaleniem. Do zwiedzania oddano niewielki dwukilometrowy korytarz zabezpieczony specjalnie na potrzeby turystyki.
Przewodnik wyjaśnił, skąd tutaj te nietypowe złoża – odwołując się do epoki kredy, kiedy w tutaj znajdowało się morze, a przez miliony lat tysiące szkieletów drobnych skorupiaków osiadło na jego dnie.
Zabytkowe podziemia zamieszkuje przyjazny ludziom duch Bieluch, który zapewnił o swoich dobrych zamiarach wobec gości – strzeże on bezpieczeństwa dawnych złóż niczym Skarbnik węgla. Warto zaznaczyć, że w podziemiach panował przyjemny chłodek, stała temperatura 9 stopni zapewnia komfort zwiedzającym.
Chełm nie tylko kredą stoi. Wkrótce po wizycie u Bielucha nasi uczniowie skierowali swe kroki do Muzeum Ziemi Chełmskiej – gdzie podzieleni na dwie grupy poznawali historię tutejszych Żydów oraz walory przyrodnicze.
Chełmianie tworzyli barwną mozaikę kultur, aż 45 % stanowili Żydzi, a Chełm jest wśród diaspory żydowskiej tak znany jak Paryż albo Rzym. Stąd wywodzili się znani myśliciele – pani przewodnik opowiedziała uczniom legendę o Golemie, którego miał stworzyć mądry chełmski rabin Eliasz. Dzieci poznały wiele pojęć związanych z żydowską kulturą – sposób modlitwy, nazwy niektórych święta, sposób zapisu.
Nie mniej podobały się zajęcia wśród zbiorów wystawy przyrodniczej – tym razem uczniowie mogli częściej błyszczeć wiedzą na temat ptaków, które sami widują w parkach, na wędrówkach. Znali i rozpoznawali wiele gatunków. Ciekawostką tego muzeum jest Berta – żywa iguana hodowana tutaj od 15 lat, którą dzieci z zainteresowaniem oglądały i zadawały na jej temat mnóstwo pytań.
Ostatnim punktem zwiedzania była wystawa sztuki zorganizowana w dawnej cerkwi unickiej. Potem dzieci powędrowały na historyczne wzgórze, na którym stoi wieża – będąca zarazem pomnikiem chwały dla patriotów poległych w walkach i tragicznych wydarzeniach. Widok z wieży dostarcza niezapomnianych wrażeń…
Ważne wydarzenie – we wtorek swoje imieniny obchodziła Emilia z kl. 5a, a „Sto lat” śpiewaliśmy także Benedyktowi z 5b, który skończył 12 lat.
Zwierzynieckie uroki
W środę 23 maja przyszedł czas na odwiedziny w sercu regionu – wizytę w hetmańskim Zwierzyńcu. W tym dniu wycieczka odwiedziła siedzibę Muzeum Roztoczańskiego Parku Narodowego, ale najpierw podziwiała uroki samego Zwierzyńca, jego niezwykłą urodę. Początki tego miejsca sięgają XV wieku, kiedy to Zamojscy zakupili olbrzymie tereny leśne, kilka miasteczek i około 30 wsi. Utworzyli tam ordynację, opasali wysokim ogrodzeniem ostępy pierwotnego lasu, chroniąc tym samym roślinność i dzikie zwierzęta.
Wszyscy byli pod wrażeniem Stawu Kościelnego i okazałego kościoła „na wodzie”, a spacer rozpoczęli od pomnika szarańczy, kamienia upamiętniającego walkę mieszkańców Zwierzyńca z szarańczą w 1711 r. Spacerując wzdłuż malowniczych grobli dotarli do leśnego stawu Echo, a następnie do siedziby Roztoczańskiego Parku Narodowego. Tutaj czekała ekspozycja dotycząca przyrody tego obszaru oraz film przyrodniczy o Roztoczu. Po zajęciach degustowali roztoczańskie miody.
Wielu uczestników wycieczki ten dzień i widoki Zwierzyńca uznało za najpiękniejsze.
Tego dnia pewna uparta burza pędziła za wycieczką – najpierw z jej powodu zrezygnowali ze spaceru na Bukową Górę, potem straszyła na pobliskiej wieży widokowej, a na koniec znalazła ich nad rzeczką Tanew, w miejscu słynnych szumów. Tam bowiem pojechali, by podziwiać progi rzeczne na urokliwej Tanwi, która wije się wśród malowniczych lasów i dość energicznie spada co kilka metrów z niewysokiego kamiennego progu. Przeszli niemal połowę zaplanowanego przez pana przewodnika trasy, gdy zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Na szczęście w tym miejscu znajdowały się obszerne zadaszone wiaty z ławkami i stołami, przy których uczniowie i opiekunowie przeczekali deszcz.
Miasto Idealne
Zamość klasy 5 odwiedziły w czwartek 24 maja. To renesansowe miasto zawdzięcza swoja nazwę i pochodzenie humaniście – mecenasowi, wielkiemu mówcy i hetmanowi Janowi Zamoyskiemu. Autorem projektu był Włoch Bernardo Morando, który zaprojektował je na wzór nowoczesnej twierdzy z siedmioma bastionami i trzema bramami wjazdowymi. Zamojskie Stare Miasto zostało wpisane w 1992 r. na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Burzliwą historię tej Perły Renesansu polskiego uczniowie obejrzeli podczas pokazu multimedialnego.
Mieszkańcy historycznego miasta z dumą powtarzają anegdotę o tym, że szwedzki stół jest pomysłem ordynata zamojskiego Jana II Zamoyskiego zwanego Sobiepanem. Opierał się on skutecznie w swej twierdzy atakom szwedzkiego wojska pod wodzą samego Karola Gustawa. Wreszcie król ten zwrócił się do dumnego Polaka, aby przed odwrotem wojsk szwedzkich ugościł go pożegnalnym śniadaniem. Magnat Szwedów do miasta nie wpuścił, a wielką ilość stołów ustawić kazał poza jego murami. Przygotowano wspaniałą ucztę, tyle że zakazał służbie ustawić siedziska. Odtąd jedzenie podane dla gości na stojąco szwedzkim stołem zwiemy, chociaż Szwedzi tego zdarzenia nie chcą nawet wspominać. Oto jak Zamoyski pokazał, kto rządzi w Zamościu!
Słońce oświetlało rzęsiście miasto, które otaczają rozległe szańce. Dzisiaj wiele odnowionych budynków stanowi ozdobę Zamościa, a wiele obiektów jest jeszcze w trakcie renowacji. Takie prace trwają w katedrze zamojskiej, miejscu pochówku wszystkich ordynatów zamojskich, których było 16. Wspaniale prezentuje się ogromny ratusz miasta z rozpoznawalnymi przez wszystkich szerokimi schodami. Klasy 5 też mają fotografie z tego miejsca.
Urokliwa uliczka w pobliżu Rynku Wielkiego kryje zielone podwórko – tu urodził się i wychował artysta słowa i dźwięku – Marek Grechuta, to miejsce także pokazał uczniom pan przewodnik. Uczniowie mieli okazję skosztować pyszności w Manufakturze Cukierków i Krówki Zamojskiej. Przekonali się także, że tutejsze lody są znakomite…
Ale mieli także chwilę zadumy i modlitwy za zmarłych patriotów, których upamiętniają kolejne cele zamojskiej rotundy. W okresie II wojny światowej hitlerowcy utworzyli tu obóz koncentracyjny, w którym śmierć znalazło wiele osób. W zachowanych celach upamiętnia się kolejne grupy osób dotkniętych represjami przez obydwu okupantów – bohaterskich harcerzy, Sybiraków (z czasów II wojny światowej), inteligencję i dzieci Zamojszczyzny. Tutaj także upamiętniono postać ordynata zamojskiego z czasów wojny, który wraz ze swoją żoną Różą nieśli pomoc najmłodszym dzieciom Zamojszczyzny.
Słońce i długi dzień pozwoliły jeszcze uczniom klas 5 na gry i zabawy na rozległych boiskach w Krasnobrodzie. Wieczorem czekała ich jeszcze kolejna atrakcja – ognisko, które zamknęło wydarzenia tego dnia radosną klamrą. Jak co dzień odśpiewali oni Litanię Loretańską, po czym udali się do swoich pokoi na spoczynek.
Ważne wydarzenie – tego dnia swoje urodziny obchodził Bartosz z kl. 5a, a imieniny pani Joanna Dziedzianowicz oraz Zuzanna z kl. 5c.
Lublin na powrót
W ostatnim dniu wycieczki klasy 5 ponownie odwiedziły Lublin – tym razem celem było rozległe Muzeum Wsi Lubelskiej. Tutaj nasi uczniowie podziwiali dawny świat w miniaturze.
Zobaczyli oni stare chałupy wiejskie, w których mieszkało kilkanaście osób, a uczniowie przekonali się, jak niewiele sprzętów miała taka rodzina do dyspozycji. Zwiedzili wiatrak typu holenderskiego, warsztat tkacki, dom bednarza, olejarnię, studnię, kuźnię. Całość zdobiły urocze ogródki przydomowe z kwiatami, jak ze starych obrazów, kwitnącymi piwoniami, naparstnicą, krzewami jaśminu.
Wąskie dróżki doprowadziły zwiedzających do prowincjonalnego miasteczka. Tutaj podziwiano szkołę, sklepiki oferujące wszystkie możliwe na tamte czasy towary. W miasteczku można było odwiedzić zakład fryzjerski, krawca, dentystę, remizę strażacką. Niedaleko usytuowany jest kościół z plebanią, a przez ładnie urządzony park prosta droga prowadziła do dworu. Tu mieszkańcy cieszyli się starannie urządzonymi pokojami, stylowym ogrodem. Mieli dostęp do świata kultury – książek, czasopism.
Wycieczka udała się jeszcze do sektora skansenu poświęconego Roztoczu – tutaj domy stoją w znacznym rozproszeniu, charakterystycznym dla tego regionu. Atrakcją Roztocza była cerkiew greckokatolicka przeniesiona tutaj z Tarnoszyna.
Po dość długiej wycieczce po skansenie droga wiodła już tylko w stronę domu – klasy 5 wróciły na szkolny parking na godzinę 18, gdzie czekali na swoje pociechy stęsknieni rodzice i część rodzeństwa.
Tegoroczna zielona szkoła na Roztoczu należy do udanych i pełnych słonecznego ciepła wypraw, które nie tylko wypełniają wiedzą głowy…